translator.

niedziela, 8 grudnia 2013

Zawód (nie) wymagający

Dziś odkopujemy najstarszy z reportaży Justyny, który- jak uznałyśmy- tematyką świetnie wpisuje się w klimat naszego bloga, a cała historia zaczyna się tuż przed świętami. Wszystkie fakty tu opisane rzeczywiście miały miejsce, a zarówno autorka jak i bohaterki tych historii czytają owy tekst z niemałym sentymentem:)






Stół składający się w jednej drugiej z deski do prasowania. Białego obrusu nie ma, skutecznie zastępuje go poszewka na kołdrę. Zamiast czerwonego barszczu, uszek, grzybowej- sałatki: owocowa, warzywna, a nawet z dodatkiem chipsów. Na brak karpia nikt tu nie narzeka.Obowiązkowo jest sushi, przecież to Azja.

Dalej zestaw plastikowych kubków, pewnie krajowych „made in China” i musztarda. O świętach przypomina sztuczna choinka znajdująca się po drugiej stronie pokoju. Trochę przekrzywiona w jedną stronę, jakby czerwona gwiazda na czubku ciążyła. Oglądając zdjęcia lekko mnie to drażni i mam ochotę ją poprawić, ale tam, na miejscu, wszyscy wydają się pochłonięci sobą nawzajem, nie zwracając uwagi na takie szczegóły. To wigilia. Jest w pewien sposób rodzinnie, bo modelki i modele z różnych krajów czują, że to oni tworzą tę wyjątkową atmosferę. Na pierwszy rzut oka zapamiętuję roześmiane twarze i ogromną flagę Brazylii, skąd jest większość z nich. Jest też szesnastoletnia Ania z Krakowa. Wigilia w Pekinie, pierwszy raz z dala od rodziny, to dla niej coś nowego. A trzy miesiące w stolicy Chin, to cały azjatycki wachlarz doświadczeń.
  
Dziś, trzy lata później,kiedy rozmawiam z Anią, skończyła szkołę średnią i chce studiować fizjoterapię. Od powrotu z Chin modelingiem zajmuje się tylko w Polsce, ale aktualnie jest nią zainteresowana agencja hiszpańska. Na razie, do wyjazdu jest nastawiona dość sceptycznie: -Nie wiem, czy to dojdzie do skutku. Jeśli wszystko się uda, to chciałabym jechać. Ale nie ciągnie mnie już do tej pracy tak bardzo. Nie chce mi się ćwiczyć, nieustannie dbać o linię… 

Mimo to, szybko weryfikuję wagę tych słów, gdy opowiada mi różne anegdoty z Chin, a w jej głosie słychać co jakiś czas nutkę rozmarzenia. Mówi, najczęściej nie patrząc wprost na mnie, raczej w okno. Operuje międzynarodowymi imionami i chińskimi nazwami, a ja tymczasem rozglądam się po pokoju. Nie sposób nie zwrócić uwagi na profesjonalne zdjęcia zawieszone na przeciwległej ścianie. Niektóre z nich, to prace zrobione w Pekinie. Aż trudno uwierzyć, że uwieczniona na nich dziewczyna jest tą samą, która siedzi obok mnie, choć typową szarą myszką bym jej nie nazwała.

Szara mysz - kameleonem

Agenci, którzy zajmują się promocją modelek w świecie mówią, że modelką nie można zostać, nią się jest. Nie wystarczą diety i ćwiczenia. Choćby najbardziej doskonała sylwetka nie obroni się, gdy nie będzie szła w parze z odpowiednim charakterem. To wszystko widać na zdjęciach, podczas pokazów. Rzeczony przez wielu „manekin” musi umieć zmieniać się i grać, ale tak, by odbiorca miał wrażenie, że na prawdę ma do czynienia ze zwiewnym motylem, który za chwilę może przeobrazić się w wampa. Modelka idealna to ta, której na pierwszy rzut oka nie przypniesz etykiety ideału. 

Dla Ani zwiastunem zmian była przeprowadzka. Kiedy w starym mieszkaniu zamieszkali projektanci biżuterii, współpracujący z agencją modelek, a na dodatek zapewniający ją, że powinna spróbować pracy na wybiegu, nie traktowała ich słów poważnie. Dla nich była „szarą myszką” w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego określenia. Plastyczna, a jednocześnie charakterystyczna twarz. Długie, zdrowe włosy, sylwetka bez zarzutu.
   
Zwyczajna, ładna dziewczyna. Płaszcz w kratę, dżinsy, czarne trampki i ani śladu makijażu. Tak wygląda Daria, gdy spotykamy się na krakowskich plantach. Przeciętny śmiertelnik nigdy by nie przypuszczał, że ta siedemnastolatka z Nowego Targu dostała kontrakt w Paryżu, z którego wróciła kilka miesięcy temu. A wszystko potoczyło się tak szybko, że autorzy scenariuszów filmowych nie powstydziliby się takiej historii: - Ja nie widziałam siebie w świecie mody. Znajoma projektantka z mojej miejscowości poprosiła mnie żebym wzięła udział w jej pokazie i tam spotkałam właściciela krakowskiej agencji. Dwa tygodnie później byłam już na pierwszym pokazie w Krakowie, a miesiąc potem  pojechałam do Paryża.- mówi Daria, a ja już widzę ten błysk w oku i na chwilę razem z nią przenoszę się do jednej z największych stolic światowej mody.

Kto pyta, ten błądzi

Lotnisko w Paryżu. Ona została wcześniej uprzedzona, że nikt nie będzie tam stał z kartką na której wypisane jest jej imię. Pierwszym sprawdzianem samodzielności jest dostanie się do siedziby agencji. Utrudnienia: nieznajomość miasta, słaba orientacja w terenie, oraz obszerny bagaż na który składają się dwie walizki. Mimo to, można by ułożyć w myślach plan doskonały, by dotrzeć do celu jak najszybciej i bez zbędnych problemów. Niestety, mają miejsce zdarzenia niepożądane, co niweluje możliwość posiadania jakiegokolwiek planu. Epizod obyczajowy został tym samym zastąpiony przez… przygodowy.

Pomylenie linii metra, zaklinowanie się w bramce i Daria nareszcie jest na miejscu. Tam dostaje adres swojego mieszkania, do którego, ku własnemu zaskoczeniu również musi dotrzeć sama. Słowo klucz: mapa. Ta również  na niewiele się zdała. „Qui langue a, Ă  Rome va” (z franc. „Kto pyta, nie błądzi”)- ale większość Francuzów mówi tylko w ojczystym języku, więc bez znajomości francuskiego, próżno szukać wybawienia wśród obco brzmiących słów.  Na szczęście droga do mieszkania Darii okazuje się prostsza niż ta z lotniska, a może to limit pecha Podhalanki został już wyczerpany?

Kiedy samolot Ani ląduje na lotnisku w Pekinie, wie, że od tej pory musi zdać się tylko na siebie. Do centrum miasta jest dość daleko, a wszechobecne chińskie znaki nie mają dla niej nic wspólnego z najdrobniejszą informacją. W dodatku rzekoma taksówka do której wsiada, okazuje się chwilę później zwykłym samochodem, a kierowca nie ma nic wspólnego z taksówkarzem! Jednak dalsza część tej historii, to nie kontynuacja jednej z kryminalnych powieści Deavera. Ona szybko się orientuje w swoim położeniu i wysiada, gdy przebiegły skośnooki posłusznie zatrzymuje pojazd.  

„Kiedy wejdziesz między wrony(…)”

Po przyjeździe na miejsce okazuje się, że będzie mieszkać z modelką z Austrii, a następnie z dwoma modelami z Brazylii. Różnice kulturowe widać na wielu płaszczyznach życia codziennego. Zlew przysłoniony stosem nieumytych naczyń- Matheos właśnie zjadł lunch. Brudne ślady na podłodze w łazience- Brazylijczyk kolejny raz nie zdjął butów w mieszkaniu. Za każdym razem ten widok denerwuje Polkę, która po upływie jakiegoś czasu zmienia jego niechlujstwo w skrupulatność i od tego momentu patelnia przed obiadem i stan podłogi nie budzą zastrzeżeń. A nieprzepadająca początkowo za sobą dwójka- zaprzyjaźnia się. Gorzej jest z Biancą, Austriaczką. -Stwierdziła, że stworzy sobie swój własny pokój. Zrobiła przemeblowanie, postawiła wielką szafkę i w połowie salonu powstała sypialnia. Poza tym, jej nigdy nie polubiłam. Mówiła różne kłamstwa o mnie do szefa agencji, na przykład, że jestem jak małe dziecko, że powinni mnie odesłać do domu. Być może bała się konkurencji- podsumowuje Ania.



   
Daria nie ma problemów z lokatorami. Apartament modeli jest wypełniony po brzegi, więc agencja paryska zadbała o wynajęcie jej pokoju, a jej lokatorami nie są podopieczni agencji, a dwaj bracia z Francji. Ci znają angielski i zawsze służą dobrą radą odnośnie planu miasta, czy po prostu rozmową. - Miałam bardzo dużo szczęścia, szczególnie do tych ludzi którzy ze mną mieszkali. Byłam nieletnia, wiec teoretycznie nie powinnam nigdzie się oddalać wieczorami, natomiast moi współlokatorzy nie zakazywali mi tego. Często rozmawiali ze mną, również na temat modelingu (bo modelki z tej agencji też wcześniej tam mieszkały), o muzeach. Dawali mi mnóstwo wskazówek, gdyż w pierwszym tygodniu byłam bardzo zagubiona.
   
Każdego wieczora otrzymuje sms od agencji z planem na następny dzień. Są tam też przydatne informacje o liniach metra, oraz adresy pod które musi dotrzeć. Od tego zależą jej przyszłe zlecenia. Jest tu, by spędzać wiele godzin w castingowych kolejkach, w których czekają właścicielki nieprzeciętnej długości nóg, jeszcze optycznie wydłużonych i wyszczuplonych za sprawą niebotycznych obcasów. Te są tu obowiązkowe, a do paryskich wymagań zalicza się też podkreślający sylwetkę strój- koniecznie czarny. Wydłużona, wyszczuplona. Powszechnie wiadomo, że świat mody posiada swój własny kanon piękna, ale różnice pomiędzy nim zasadzają się także w poszczególnych państwach. 

W stolicy Francji kocha się chudość, jak twierdzi Daria- wręcz anorektyczną. Zapewne ten rynek determinuje najbardziej ciągle istniejący stereotyp anemicznej modelki, ze znikającym w oczach ciałem. Ponadto, jeśli odstające uszy, piegi, czy przerwy między zębami były kiedykolwiek powodem kompleksów wielu dziewcząt, tu są nie tylko akceptowane, ale wręcz wymagane. Nie wspominając o wystających kościach policzkowych. Na castingach najchętniej widziany jest bardzo delikatny makijaż, lub jego brak. Zastanawiające, że  w innym państwie modelka wyłoniona do reklamowania tej samej marki, nie będzie mieć szesnastu lat, a dwadzieścia cztery. Nie będzie też aż tak wychudzona, nikt nie zwróci uwagi na to, że nie ma odstających uszu i wyraźnie zaznaczonych kości policzkowych. A na casting przyjdzie w pełnym makijażu i jeszcze zostanie za to pochwalona. Czyżby Pekin?
   

Szczęście debiutantek

-Któregoś dnia zadzwoniła do mnie kobieta z agencji i powiedziała- pomaluj się na casting, ale mocno. Wymalowałam się, wyglądałam jak lalka z porcelany. Kiedy mnie zobaczyła, zapytała- gdzie twój makijaż?- to wrażenia Ani. Widuję ją zazwyczaj w lekkim makijażu, toteż w żaden sposób nie mogę sobie jej wyobrazić z mocno zaróżowionymi policzkami i z wiśniowym błyszczykiem na ustach.

Jednak to nie koniec chińskich paradoksów. Backstage, czyli kulisy, a€“ w tym wypadku pokazów mody i sesji, to prawdziwa skarbnica różnych ciekawostek. Co mogą tam robić natrętne staruszki z  ogromnymi termosami? Pierwsze skojarzenie: mają tam chińskie zupki. Pudło. Ich termosy są niczym trzecia górna kończyna, gdy dwie pozostałe służą do pomagania modelkom w ubieraniu rajstop czy innych części garderoby. Podobno ich pomoc jest zbędna, czasochłonna i, co nietrudno stwierdzić- irytująca. 

- Każda modelka miała takie trzy osoby, które jej pomagały. To było dziwne. W dodatku nie mówiły po angielsku, więc porozumiewałyśmy się na migi. Pamiętam, jak dostałam za małe buty, o wiele za małe. Palce mi ścierpły, a te staruszki patrzyły się na moje stopy, i wzdychały wydając współczujące głosy. Ponadto na tym samym pokazie była jakaś opiekunka z uczniami szkoły wizażu, i kolejna rzecz jaką pamiętam- tak fatalnego makijażu jak wtedy chyba nikt nigdy w życiu mi nie zrobił. Był po prostu okropny. Poszłam do łazienki, musiałam sobie wszystko sama poprzecierać, powymazywać. A w międzyczasie nauczyć się malować na castingi powiekę eye linerem.



Misterna nauka się opłaca. Sesja do chińskiego magazynu luksusowego jest tylko wstępem do innych prestiżowych prac.



Ekskluzywny butik. Wewnątrz wzrok przyciąga intensywnie czerwony dywan przywołujący na myśl wielkie festiwale filmowe. Dziś także przejdzie po nim kilkanaście par luksusowych szpilek. Magnetyczna muzyka, ubrania z najwyższej półki i gdyby komuś jeszcze nie cisnęło się na usta określenie „luksus”, dodam, że zdjęcia Karla Lagerfelda zostały rozmieszczone na terenie całego sklepu. Pokaz marki Fendi fotografuje mnóstwo fotoreporterów. O randze wydarzenia świadczy też duża liczba obecnych gości. Na wybiegu tylko dwie Europejki- jedną z nich jest Ania, która nie kryje dumy z tego powodu.



Propozycję pracy dla prestiżowej marki dostaje także Daria. Przychodzi na casting, w salonie, który znajduje się w pobliżu Pól Elizejskich. Wszystko przebiega standardowo, ale po powrocie do agencji dziewczyna dostaje informację, że musi wrócić do tamtego miejsca. Klient chce ją znowu zobaczyć, a nawet jak się okazuje- zaangażować. Jest to fitting, czyli szycie ubrań na modelce. Nie byle jakiej kolekcji, bo to sama Agnes B. - Niestety, do współpracy ostatecznie nie doszło. Byłam tam już 1,5 miesiąca, musiałam wracać do szkoły, miałam dużo do nadrobienia. Poza tym- na modelingu świat się nie kończy- kwituje Daria.  

Ale z sentymentem wspomina inne zlecenie, które w świetle wcześniej wspomnianego morderczo męczącego czekania na castingach, wydaje mi się prawdziwym łutem szczęścia. - Był to lookbook czyli zdjęcia na stronę internetową marki odzieżowej. Tam dostałam się bez castingu, klient zobaczył mnie na stronie mojej paryskiej agencji. Pamiętam, że miałam wtedy wolny dzień, chciałam się wyspać i odpocząć. Rano, niespodziewanie dostałam telefon z agencji, że za dwadzieścia minut muszę być w ich siedzibie, ponieważ dostałam pracę, wiec pamiętam, że tego ranka dosłownie biegłam do agencji. Dla mnie to było świetne zlecenie, ponieważ ubrania bardzo mi się podobały, a gdy zobaczyłam siebie na ich stronie internetowej pomyślałam- to jest namacalny dowód tego, że naprawdę to zrobiłam!”.

Druga strona medalu

Praca modelki to nie tylko profity. To również mnóstwo stresu. Niestety, czasami jest on spowodowany problemami z agencją. Umowa podpisana przed wyjazdem za granicę jest gwarantem pewnych praw i obowiązków modelki wobec agencji i vice versa. A co, jeśli jedna ze stron nie wywiązuje się z umowy?

Jednym z punktów takiego dokumentu jest gwarancja cotygodniowego kieszonkowego dla modelki. Są to pieniądze na jedzenie i podstawowe potrzeby. Kiedy mija tydzień i Ania nie dostaje zleceń, sytuacja staje się napięta. Następne dni to ciągłe oczekiwanie na pracę. Niespodziewanie, szefowa łamie postanowienia umowy i decyduje się nie wypłacać szesnastolatce skromnej pensji, dopóki ta nie dostanie zlecenia. Niezbędna jest prośba rodziców o pomoc. Ci natychmiast interweniują. Piszą e-maile do Martina- głównego szefa agencji. Na szczęście dochodzi do porozumienia. O powadze całej sytuacji uświadamiam sobie, gdy Ania stwierdza, że gdyby teraz zdarzył jej się taki przypadek, to zabrałaby stamtąd swoje walizki i uciekłaby.

Twierdzi, też że do Pekinu wysłano ją za wcześnie, albo za późno. Wiele castingów do chińskiego tygodnia mody ją ominęło. Natomiast w styczniu, kiedy wracała do domu, zaczynał się właśnie sezon sesji katalogowych.  Więcej zleceń jest równoznaczne z większym zarobkiem. A ten jest potrzebny, by spłacić dług zaciągnięty przez modelkę u agencji zagranicznej. Całą procedurę tłumaczy Daria: - Kupują Ci bilet, płacą za mieszkanie i zapewniają ci wszystko czego potrzebujesz. Na początku pobierają większość twoich zarobków dopóki nie wyjdziesz „na zero”. Jeżeli nie pracujesz, nie musisz oddawać tych pieniędzy z własnej kieszeni. Kiedy wracasz do kraju, a dług zostaje, nikt się o niego nie będzie upominał. Zdecydowana większość agencji tak działa, chociaż zdarzają się wyjątki. Standardowy miesięczny dług wynosi 1,5 tysiąca euro.

Żadna z dziewczyn nie „wyszła na plus”. Ania wyjechała bez długu, Darii on pozostał, ale też pojawiła się ponowna propozycja współpracy z tą samą agencją.
Wyjeżdżając na pierwszy kontrakt zagraniczny rzadko kiedy zdarza się przywieźć ze sobą zarobek. Jednakże korzyści nie mierzy się finansowo, a… przyszłościowo.

Perspektywy

- Zdjęcia z Polski nie nadają się do niczego, gdyż za granicą nikt nie chce nawet na nie patrzeć. Nawet jeśli masz dobre testy (zdjęcia testowe- dopisek autorki) z Polski, to ze względu na ich pochodzenie, żadna agencja zagraniczna nie umieści ich w twoim portfolio. Może to brzmi trochę absurdalnie, ale tak jest. Z kolei nawet jeśli Twoje zdjęcia z Paryża nie są rewelacyjne, ale sam fakt, że były robione w Paryżu działa na plus- są cenione na całym świecie. Przyjeżdżając tam, nie miałam żadnych zdjęć w swoim portfolio, a teraz mam testy z Paryża.

Wyjazd do Paryża to oprócz nowych doświadczeń i cennych znajomości, także nowe możliwości. Daria wspomina o propozycjach z Korei i teraz postanawia się skupić na rynku azjatyckim. Czas spędzony w Paryżu był dla niej niczym drzwi do szerszego świata. Nie ukrywa, że modeling to dla niej tylko chwilowe zajęcie. Po ukończeniu szkoły średniej marzy o dostaniu się na PWST i jednoczesnym studiowaniu architektury wnętrz.

Ania podkreśla, że chciałaby jeszcze wrócić do Chin. Mówi o Pekinie w którym podczas jej pobytu nigdy nie świeciło słońce, ani nie padał deszcz, co było winą ogromnej warstwy smogu nad miastem. Mimo to, kraj ją oczarował- swoją kulturą, mentalnością mieszkańców… Wybuchamy śmiechem kiedy oglądamy zdjęcia z Chińskiego Muru. -Reakcje ludzi z Chin na wygląd Europejczyków bywają bardzo zaskakujące! Podziwiają naszą urodę, o czym Ania przekonała się nie raz, gdy zwracano uwagę na jej duże oczy. Podobała się w Azji, ale jak sama mówi, wolałaby pracować „z tej drugiej strony”. Wizażystka, stylistka, fotograf, a nawet właścicielka agencji modelek.



  

***

Bojowniczo wystający obojczyk, kruche dłonie i nadgarstek z którego spada prawie każda bransoleta. Tak je postrzega większość z nas. Muszą prezentować się bez zarzutu i paradoksalnie być bardzo silne. Psychicznie. Porzućmy więc wszelkie stereotypy, w których modelka jest równoważnikiem nie grzeszącej błyskotliwością miss, bo świat mody to nie tylko błyski fleszy i „I love you, Fashion TV”. 


16 komentarzy:

  1. oj tak to już jest :))) to prawda co napisałaś w tym poście :>

    OdpowiedzUsuń