Dziś odkopujemy najstarszy z reportaży Justyny, który- jak uznałyśmy- tematyką świetnie wpisuje się w klimat naszego bloga, a cała historia zaczyna się tuż przed świętami. Wszystkie fakty tu opisane rzeczywiście miały miejsce, a zarówno autorka jak i bohaterki tych historii czytają owy tekst z niemałym sentymentem:)
Stół składający się w
jednej drugiej z deski do prasowania. Białego obrusu nie ma, skutecznie zastępuje go poszewka na kołdrę. Zamiast
czerwonego barszczu, uszek, grzybowej- sałatki: owocowa, warzywna, a nawet z
dodatkiem chipsów. Na brak karpia nikt tu nie narzeka.Obowiązkowo
jest sushi, przecież to Azja.
Dalej zestaw plastikowych kubków, pewnie krajowych „made in
China” i musztarda. O świętach przypomina sztuczna choinka znajdująca się po
drugiej stronie pokoju. Trochę przekrzywiona w jedną stronę, jakby czerwona
gwiazda na czubku ciążyła. Oglądając zdjęcia lekko mnie to drażni i mam ochotę
ją poprawić, ale tam, na miejscu, wszyscy wydają się pochłonięci sobą nawzajem,
nie zwracając uwagi na takie szczegóły. To wigilia. Jest w pewien sposób
rodzinnie, bo modelki i modele z różnych krajów czują, że to oni tworzą tę
wyjątkową atmosferę. Na pierwszy rzut oka zapamiętuję roześmiane twarze i
ogromną flagę Brazylii, skąd jest większość z nich. Jest też szesnastoletnia
Ania z Krakowa. Wigilia w Pekinie, pierwszy raz z dala od rodziny, to dla niej
coś nowego. A trzy miesiące w stolicy Chin, to cały azjatycki wachlarz
doświadczeń.
Dziś, trzy lata później,kiedy rozmawiam z Anią, skończyła szkołę
średnią i chce studiować fizjoterapię. Od powrotu z Chin modelingiem zajmuje
się tylko w Polsce, ale aktualnie jest nią zainteresowana agencja hiszpańska.
Na razie, do wyjazdu jest nastawiona dość sceptycznie: -Nie wiem, czy to dojdzie do skutku.
Jeśli wszystko się uda, to chciałabym jechać. Ale nie ciągnie mnie już do tej
pracy tak bardzo. Nie chce mi się ćwiczyć, nieustannie dbać o linię…
Mimo to, szybko weryfikuję wagę tych słów, gdy opowiada mi różne anegdoty z
Chin, a w jej głosie słychać co jakiś czas nutkę rozmarzenia. Mówi, najczęściej
nie patrząc wprost na mnie, raczej w okno. Operuje międzynarodowymi imionami i
chińskimi nazwami, a ja tymczasem rozglądam się po pokoju. Nie sposób nie
zwrócić uwagi na profesjonalne zdjęcia zawieszone na przeciwległej ścianie.
Niektóre z nich, to prace zrobione w Pekinie. Aż trudno uwierzyć, że
uwieczniona na nich dziewczyna jest tą samą, która siedzi obok mnie, choć
typową szarą myszką bym jej nie nazwała.
Szara mysz - kameleonem
Agenci, którzy zajmują się promocją modelek w
świecie mówią, że modelką nie można zostać, nią się jest. Nie wystarczą diety i
ćwiczenia. Choćby najbardziej doskonała sylwetka nie obroni się, gdy nie będzie
szła w parze z odpowiednim charakterem. To wszystko widać na zdjęciach, podczas
pokazów. Rzeczony przez wielu „manekin” musi umieć zmieniać się i grać, ale
tak, by odbiorca miał wrażenie, że na prawdę ma do czynienia ze zwiewnym
motylem, który za chwilę może przeobrazić się w wampa. Modelka idealna to ta,
której na pierwszy rzut oka nie przypniesz etykiety ideału.
Dla Ani zwiastunem zmian była przeprowadzka.
Kiedy w starym mieszkaniu zamieszkali projektanci biżuterii, współpracujący z
agencją modelek, a na dodatek zapewniający ją, że powinna spróbować pracy na
wybiegu, nie traktowała ich słów poważnie. Dla nich była „szarą myszką” w
najbardziej pozytywnym znaczeniu tego określenia. Plastyczna, a jednocześnie
charakterystyczna twarz. Długie, zdrowe włosy, sylwetka bez zarzutu.
Zwyczajna, ładna dziewczyna. Płaszcz w kratę,
dżinsy, czarne trampki i ani śladu makijażu. Tak wygląda Daria, gdy spotykamy
się na krakowskich plantach. Przeciętny śmiertelnik nigdy by nie przypuszczał,
że ta siedemnastolatka z Nowego Targu dostała kontrakt w Paryżu, z którego
wróciła kilka miesięcy temu. A wszystko potoczyło się tak szybko, że autorzy
scenariuszów filmowych nie powstydziliby się takiej historii: - Ja nie widziałam siebie w świecie mody.
Znajoma projektantka z mojej miejscowości poprosiła mnie żebym wzięła udział w
jej pokazie i tam spotkałam właściciela krakowskiej agencji. Dwa tygodnie
później byłam już na pierwszym pokazie w Krakowie, a miesiąc potem
pojechałam do Paryża.- mówi Daria, a ja już widzę ten błysk w
oku i na chwilę razem z nią przenoszę się do jednej z największych stolic
światowej mody.
Kto pyta, ten błądzi
Lotnisko w Paryżu. Ona została wcześniej
uprzedzona, że nikt nie będzie tam stał z kartką na której wypisane jest jej
imię. Pierwszym sprawdzianem samodzielności jest dostanie się do siedziby
agencji. Utrudnienia: nieznajomość miasta, słaba orientacja w terenie, oraz
obszerny bagaż na który składają się dwie walizki. Mimo to, można by ułożyć w
myślach plan doskonały, by dotrzeć do celu jak najszybciej i bez zbędnych
problemów. Niestety, mają miejsce zdarzenia niepożądane, co niweluje możliwość
posiadania jakiegokolwiek planu. Epizod obyczajowy został tym samym zastąpiony
przez… przygodowy.
Pomylenie linii metra, zaklinowanie się w bramce i Daria
nareszcie jest na miejscu. Tam dostaje adres swojego mieszkania, do którego, ku
własnemu zaskoczeniu również musi dotrzeć sama. Słowo klucz: mapa. Ta również
na niewiele się zdała. „Qui langue a, Ă Rome va” (z franc. „Kto
pyta, nie błądzi”)- ale większość Francuzów mówi tylko w ojczystym języku, więc
bez znajomości francuskiego, próżno szukać wybawienia wśród obco brzmiących
słów. Na szczęście droga do mieszkania Darii okazuje się prostsza niż ta
z lotniska, a może to limit pecha Podhalanki został już wyczerpany?
Kiedy samolot Ani ląduje na lotnisku w Pekinie,
wie, że od tej pory musi zdać się tylko na siebie. Do centrum miasta jest dość
daleko, a wszechobecne chińskie znaki nie mają dla niej nic wspólnego z
najdrobniejszą informacją. W dodatku rzekoma taksówka do której wsiada, okazuje
się chwilę później zwykłym samochodem, a kierowca nie ma nic wspólnego z taksówkarzem!
Jednak dalsza część tej historii, to nie kontynuacja jednej z kryminalnych
powieści Deavera. Ona szybko się orientuje w swoim położeniu i wysiada, gdy
przebiegły skośnooki posłusznie zatrzymuje pojazd.
„Kiedy wejdziesz między wrony(…)”
Po przyjeździe na miejsce okazuje
się, że będzie mieszkać z modelką z Austrii, a następnie z dwoma modelami z
Brazylii. Różnice kulturowe widać na wielu płaszczyznach życia codziennego.
Zlew przysłoniony stosem nieumytych naczyń- Matheos właśnie zjadł lunch. Brudne
ślady na podłodze w łazience- Brazylijczyk kolejny raz nie zdjął butów w
mieszkaniu. Za każdym razem ten widok denerwuje Polkę, która po upływie
jakiegoś czasu zmienia jego niechlujstwo w skrupulatność i od tego momentu
patelnia przed obiadem i stan podłogi nie budzą zastrzeżeń. A nieprzepadająca
początkowo za sobą dwójka- zaprzyjaźnia się. Gorzej jest z Biancą, Austriaczką.
-Stwierdziła, że stworzy sobie
swój własny pokój. Zrobiła przemeblowanie, postawiła wielką szafkę i w połowie
salonu powstała sypialnia. Poza tym, jej nigdy nie polubiłam. Mówiła różne
kłamstwa o mnie do szefa agencji, na przykład, że jestem jak małe dziecko, że
powinni mnie odesłać do domu. Być może bała się konkurencji- podsumowuje
Ania.
Daria nie ma problemów z lokatorami. Apartament
modeli jest wypełniony po brzegi, więc agencja paryska zadbała o wynajęcie jej
pokoju, a jej lokatorami nie są podopieczni agencji, a dwaj bracia z Francji.
Ci znają angielski i zawsze służą dobrą radą odnośnie planu miasta, czy po
prostu rozmową. - Miałam bardzo
dużo szczęścia, szczególnie do tych ludzi którzy ze mną mieszkali. Byłam
nieletnia, wiec teoretycznie nie powinnam nigdzie się oddalać wieczorami,
natomiast moi współlokatorzy nie zakazywali mi tego. Często rozmawiali ze mną,
również na temat modelingu (bo modelki z tej agencji też wcześniej tam
mieszkały), o muzeach. Dawali mi mnóstwo wskazówek, gdyż w pierwszym tygodniu
byłam bardzo zagubiona.
Każdego wieczora otrzymuje sms od agencji z
planem na następny dzień. Są tam też przydatne informacje o liniach metra, oraz
adresy pod które musi dotrzeć. Od tego zależą jej przyszłe zlecenia. Jest tu,
by spędzać wiele godzin w castingowych kolejkach, w których czekają
właścicielki nieprzeciętnej długości nóg, jeszcze optycznie wydłużonych i wyszczuplonych
za sprawą niebotycznych obcasów. Te są tu obowiązkowe, a do paryskich wymagań
zalicza się też podkreślający sylwetkę strój- koniecznie czarny. Wydłużona,
wyszczuplona. Powszechnie wiadomo, że świat mody posiada swój własny kanon
piękna, ale różnice pomiędzy nim zasadzają się także w poszczególnych
państwach.
W stolicy Francji kocha się chudość, jak twierdzi Daria- wręcz
anorektyczną. Zapewne ten rynek determinuje najbardziej ciągle istniejący
stereotyp anemicznej modelki, ze znikającym w oczach ciałem. Ponadto, jeśli
odstające uszy, piegi, czy przerwy między zębami były kiedykolwiek powodem
kompleksów wielu dziewcząt, tu są nie tylko akceptowane, ale wręcz wymagane.
Nie wspominając o wystających kościach policzkowych. Na castingach najchętniej
widziany jest bardzo delikatny makijaż, lub jego brak. Zastanawiające, że
w innym państwie modelka wyłoniona do reklamowania tej samej marki, nie będzie
mieć szesnastu lat, a dwadzieścia cztery. Nie będzie też aż tak wychudzona,
nikt nie zwróci uwagi na to, że nie ma odstających uszu i wyraźnie zaznaczonych
kości policzkowych. A na casting przyjdzie w pełnym makijażu i jeszcze zostanie
za to pochwalona. Czyżby Pekin?
Szczęście debiutantek
-Któregoś
dnia zadzwoniła do mnie kobieta z agencji i powiedziała- pomaluj się na
casting, ale mocno. Wymalowałam się, wyglądałam jak lalka z porcelany. Kiedy
mnie zobaczyła, zapytała- gdzie twój makijaż?- to wrażenia Ani.
Widuję ją zazwyczaj w lekkim makijażu, toteż w żaden sposób nie mogę sobie jej
wyobrazić z mocno zaróżowionymi policzkami i z wiśniowym błyszczykiem na
ustach.
Jednak to nie koniec chińskich paradoksów. Backstage, czyli
kulisy, a w tym wypadku pokazów
mody i sesji, to prawdziwa skarbnica różnych ciekawostek. Co mogą tam robić
natrętne staruszki z ogromnymi termosami? Pierwsze skojarzenie: mają tam
chińskie zupki. Pudło. Ich termosy są niczym trzecia górna kończyna, gdy dwie
pozostałe służą do pomagania modelkom w ubieraniu rajstop czy innych części
garderoby. Podobno ich pomoc jest zbędna, czasochłonna i, co nietrudno
stwierdzić- irytująca.
- Każda
modelka miała takie trzy osoby, które jej pomagały. To było dziwne. W dodatku
nie mówiły po angielsku, więc porozumiewałyśmy się na migi. Pamiętam, jak
dostałam za małe buty, o wiele za małe. Palce mi ścierpły, a te staruszki patrzyły się na moje stopy, i wzdychały wydając współczujące głosy. Ponadto na
tym samym pokazie była jakaś opiekunka z uczniami szkoły wizażu, i kolejna rzecz
jaką pamiętam- tak fatalnego makijażu jak wtedy chyba nikt nigdy w życiu mi nie
zrobił. Był po prostu okropny. Poszłam do łazienki, musiałam sobie wszystko
sama poprzecierać, powymazywać. A w międzyczasie nauczyć się
malować na castingi powiekę eye linerem.
Misterna nauka się opłaca. Sesja do chińskiego magazynu luksusowego jest tylko wstępem do innych prestiżowych prac.
Ekskluzywny butik. Wewnątrz wzrok przyciąga intensywnie
czerwony dywan przywołujący na myśl wielkie festiwale filmowe. Dziś także
przejdzie po nim kilkanaście par luksusowych szpilek. Magnetyczna muzyka,
ubrania z najwyższej półki i gdyby komuś jeszcze nie cisnęło się na usta
określenie „luksus”, dodam, że zdjęcia Karla Lagerfelda zostały rozmieszczone
na terenie całego sklepu. Pokaz marki Fendi fotografuje mnóstwo fotoreporterów.
O randze wydarzenia świadczy też duża liczba obecnych gości. Na wybiegu tylko
dwie Europejki- jedną z nich jest Ania, która nie kryje dumy z tego powodu.
Propozycję pracy dla prestiżowej marki dostaje
także Daria. Przychodzi na casting, w salonie, który znajduje się w pobliżu Pól
Elizejskich. Wszystko przebiega standardowo, ale po powrocie do agencji
dziewczyna dostaje informację, że musi wrócić do tamtego miejsca. Klient chce
ją znowu zobaczyć, a nawet jak się okazuje- zaangażować. Jest to fitting, czyli
szycie ubrań na modelce. Nie byle jakiej kolekcji, bo to sama Agnes B. - Niestety, do współpracy ostatecznie nie
doszło. Byłam tam już 1,5 miesiąca, musiałam wracać do szkoły, miałam dużo do
nadrobienia. Poza tym- na modelingu świat się nie kończy- kwituje
Daria.
Ale z sentymentem wspomina inne zlecenie, które
w świetle wcześniej wspomnianego morderczo męczącego czekania na castingach,
wydaje mi się prawdziwym łutem szczęścia. -
Był to lookbook czyli zdjęcia na stronę internetową marki odzieżowej. Tam
dostałam się bez castingu, klient zobaczył mnie na stronie mojej paryskiej
agencji. Pamiętam, że miałam wtedy wolny dzień, chciałam się wyspać i odpocząć.
Rano, niespodziewanie dostałam telefon z agencji, że za dwadzieścia minut muszę
być w ich siedzibie, ponieważ dostałam pracę, wiec pamiętam, że tego ranka
dosłownie biegłam do agencji. Dla mnie to było świetne zlecenie, ponieważ
ubrania bardzo mi się podobały, a gdy zobaczyłam siebie na ich stronie
internetowej pomyślałam- to jest namacalny dowód tego, że naprawdę to
zrobiłam!”.
Druga strona medalu
Praca modelki to nie tylko profity. To również
mnóstwo stresu. Niestety, czasami jest on spowodowany problemami z agencją.
Umowa podpisana przed wyjazdem za granicę jest gwarantem pewnych praw i
obowiązków modelki wobec agencji i vice versa. A co, jeśli jedna ze stron nie
wywiązuje się z umowy?
Jednym z punktów takiego dokumentu jest
gwarancja cotygodniowego kieszonkowego dla modelki. Są to pieniądze na jedzenie
i podstawowe potrzeby. Kiedy mija tydzień i Ania nie dostaje zleceń, sytuacja
staje się napięta. Następne dni to ciągłe oczekiwanie na pracę.
Niespodziewanie, szefowa łamie postanowienia umowy i decyduje się nie wypłacać
szesnastolatce skromnej pensji, dopóki ta nie dostanie zlecenia. Niezbędna jest
prośba rodziców o pomoc. Ci natychmiast interweniują. Piszą e-maile do Martina-
głównego szefa agencji. Na szczęście dochodzi do porozumienia. O powadze całej
sytuacji uświadamiam sobie, gdy Ania stwierdza, że gdyby teraz zdarzył jej się
taki przypadek, to zabrałaby stamtąd swoje walizki i uciekłaby.
Twierdzi, też że do Pekinu wysłano ją za
wcześnie, albo za późno. Wiele castingów do chińskiego tygodnia mody ją
ominęło. Natomiast w styczniu, kiedy wracała do domu, zaczynał się właśnie
sezon sesji katalogowych. Więcej zleceń jest równoznaczne z większym
zarobkiem. A ten jest potrzebny, by spłacić dług zaciągnięty przez modelkę u
agencji zagranicznej. Całą procedurę tłumaczy Daria: - Kupują Ci bilet, płacą za mieszkanie i
zapewniają ci wszystko czego potrzebujesz. Na początku pobierają większość
twoich zarobków dopóki nie wyjdziesz „na zero”. Jeżeli nie pracujesz, nie
musisz oddawać tych pieniędzy z własnej kieszeni. Kiedy wracasz do kraju, a
dług zostaje, nikt się o niego nie będzie upominał. Zdecydowana większość
agencji tak działa, chociaż zdarzają się wyjątki. Standardowy miesięczny dług
wynosi 1,5 tysiąca euro.
Żadna z dziewczyn nie „wyszła na plus”. Ania wyjechała bez
długu, Darii on pozostał, ale też pojawiła się ponowna propozycja współpracy z
tą samą agencją.
Wyjeżdżając na pierwszy kontrakt zagraniczny rzadko kiedy
zdarza się przywieźć ze sobą zarobek. Jednakże korzyści nie mierzy się
finansowo, a… przyszłościowo.
Perspektywy
- Zdjęcia z Polski nie nadają się do niczego,
gdyż za granicą nikt nie chce nawet na nie patrzeć. Nawet jeśli masz dobre
testy (zdjęcia testowe-
dopisek autorki) z Polski, to
ze względu na ich pochodzenie, żadna agencja zagraniczna nie umieści ich w
twoim portfolio. Może to brzmi trochę absurdalnie, ale tak jest. Z kolei nawet
jeśli Twoje zdjęcia z Paryża nie są rewelacyjne, ale sam fakt, że były robione
w Paryżu działa na plus- są cenione na całym świecie. Przyjeżdżając tam, nie miałam żadnych
zdjęć w swoim portfolio, a teraz mam testy z Paryża.
Wyjazd do Paryża to oprócz nowych doświadczeń i cennych
znajomości, także nowe możliwości. Daria wspomina o propozycjach z Korei i
teraz postanawia się skupić na rynku azjatyckim. Czas spędzony w Paryżu był dla
niej niczym drzwi do szerszego świata. Nie ukrywa, że modeling to dla niej
tylko chwilowe zajęcie. Po ukończeniu szkoły średniej marzy o dostaniu się na
PWST i jednoczesnym studiowaniu architektury wnętrz.
Ania podkreśla, że chciałaby jeszcze
wrócić do Chin. Mówi o Pekinie w którym podczas jej pobytu nigdy nie świeciło
słońce, ani nie padał deszcz, co było winą ogromnej warstwy smogu nad miastem.
Mimo to, kraj ją oczarował- swoją kulturą, mentalnością mieszkańców… Wybuchamy
śmiechem kiedy oglądamy zdjęcia z Chińskiego Muru. -Reakcje ludzi z Chin na wygląd Europejczyków bywają bardzo zaskakujące! Podziwiają naszą urodę, o czym Ania przekonała się nie raz, gdy zwracano uwagę na jej
duże oczy. Podobała się w Azji, ale jak sama mówi, wolałaby pracować „z
tej drugiej strony”. Wizażystka, stylistka, fotograf, a nawet właścicielka
agencji modelek.
***
Bojowniczo wystający
obojczyk, kruche dłonie i nadgarstek z którego spada prawie każda bransoleta.
Tak je postrzega większość z nas. Muszą prezentować się bez zarzutu i
paradoksalnie być bardzo silne. Psychicznie. Porzućmy więc wszelkie stereotypy,
w których modelka jest równoważnikiem nie grzeszącej błyskotliwością miss, bo
świat mody to nie tylko błyski fleszy i „I love you, Fashion TV”.